|
Prof. Ryszard MARCZAK
Wyższa Szkoła Inżynierska, Radom
Profesor był łowcą. Nie, nie myśliwym liczącym i kolekcjonującym swoje trofea, ON polował na ludzi, wciągał w orbitę swoich aktualnych zainteresowań, wbudowywał w system zmuszający do zmiany energii potencjalnej tkwiącej w człowieku, na energię kinetyczną ruchu związanego z rozwojem naukowym. Był niedoścignionym mistrzem tego uruchamiania i utrzymania w ruchu.
Potrafił, niekiedy w sposób agresywny, „nadawać prędkość początkową” każdej napotkanej bądź wytropionej ludzkiej drobinie, a stworzony przez Niego system wzajemnych powiązań, powinności i zobowiązań utrzymywał ten stan.
To wyjątkowe zjawisko (tak, nie waham się użyć tego terminu) można by nazwać -lepkością społeczną. Przecież ruch każdego z nas do przodu pociągał za sobą ruch innych ludzkich drobin.
Gwoli sprawiedliwości trzeba stwierdzić, że przepływy nie zawsze miały charakter laminarny... zdarzały się i turbulencje.
Profesor miał coś z amerykańskiego pioniera zasiedlającego przed stu kilkudziesięciu laty Dziki Zachód Ameryki. Przekonywał zasiedziałych mieszkańców do: stepów, lasów, gór, wód i innych cudowności, które są przed nami, po które trzeba wyciągnąć ręce i ... sięgnąć!
No tak, ale najpierw należało ruszyć z miejsca. Stworzona w ten sposób grupa nowo nawiedzonych ruszała pod Jego przewodem i zagospodarowała np. stepy, a gdy rozkwitło samodzielne życie w danej dziedzinie - Profesor wyruszał na nową wyprawę.
My tymczasem „uprawialiśmy” najpierw tarcie i zużycie, a po przyłączeniu Sekcji Smarowniczej z NOT-u tribologię. Potem pojawiła się niezawodność, diagnostyka i eksploatyka. Nie wyczerpuje to wszystkich dziedzin, którymi się On pasjonował.
Był także mistrzem w cechu naukowców. Uczył przez pracę, przez konkretne zadania, takie jak: recenzje skryptów, książek, prac doktorskich i innych, a gdy uczeń sam stawał się majstrem - uzyskując tytuł profesora - przechodził na ty bez względu na różnicę wieku i dystans dzielący starszego od nowego majstra.
Odszedł - intelektualnie sprawny do ostatniej chwili. Czy odszedł naprawdę? Czy może jest nadal częścią nas?
Spróbujmy odpowiedzieć na to sami sobie.
|